niedziela, 23 września 2012

Organizacja


Wiem, że dawno nie pisałam, i że obiecałam wstawić zdjęcia z urodzin, ale musi jeszcze trochę czasu minąć, żebym się zorganizowała na tyle, żeby mieć czas na częste pisanie i uaktualnianie bloga choć raz w tygodniu. Proszę więc o jeszcze trochę cierpliwości i o wiarę, że kiedyś taki czas nastąpi.
Póki co próbujemy się wszyscy odnaleźć w nowej codzienności. Ja staram się wszystko ogarnąć i przygotować niani przed wyjściem do pracy, żeby mogła spokojnie zajmować się Potworkami bez myślenia o dodatkowych obowiązkach. Dziewczynki powoli przyzwyczajają się do nowej cioci i do faktu braku mamy 24 godziny na dobę.
Kaja początkowo, a raczej przez pierwsze półtora miesiąca rozłąkę przeżywała bardzo ciężko. Nie chciała zasypiać w dzień, bo bała się, że gdy wstanie, mnie już nie będzie. W nocy budziła się z wrzaskiem i zasypiała tylko ze mną w łóżku, co chwile sprawdzając, czy jestem. Efektem było niewysypianie się wszystkich w domu i ogólne totalne zmęczenie i wyczerpanie. Kiedy przychodziłam z pracy po porannej zmianie Kaja wieszała się na mnie i nie schodziła z rąk ani na chwilę. Chodziła ze mną wszędzie, a gdy tylko zniknęłam z jej pola widzenia choć na chwilkę spazmatycznie wrzeszczała. Na szczęście kiedy mnie nie było takie zachowanie również znikało, więc niania czy tata mogli się nimi normalnie zajmować. Po prawie dwóch miesiącach mojej pracy Kaja zaczęła normalnie funkcjonować i śpi w swoim łóżeczku jak do tej pory. Mam nadzieję, że najgorsze już za nami.
Iga jak to Iga - spokojnie, bez stresu. Zaklimatyzowała się w nowej sytuacji z dnia na dzień. Cieszy się kiedy wracam z pracy, ale na chwilkę przychodzi się przytulić i wraca do zabawy bez większych kombinacji. W nocy normalnie śpi, oczywiście nadal budząc się głodna choć raz, tak samo zresztą jak Siostra...
Dziewczynki chodzą już bardzo ładnie, mają za sobą nawet pierwsze nożne spacery i zabawę w piaskownicy, więc robią się z nich prawdziwe dzieciaki, a przemija okres niemowlęcy. Obawialiśmy się faktu założenia im butów gdyż do tej pory taka część garderoby nie była przez nie używana. W domu chodzą boso, gdy jeździliśmy na wieś siedziały w basenie, albo chodziły po trawie również na bosaka. Założenie im butów wiązało się z kilkusekundową operacją ich zdjęcia, więc raczej rzadko je zakładaliśmy. Wbrew wszystkim przesłankom Dziewczątka nagle wykazały wielką chęć chodzenia w butach i przynoszą je nam do zakładania nawet w domu. Chodzą w nich tak i z powrotem dumne jakby co najmniej miały korony na głowach. Problem butowy rozwiązał się więc sam :)
Przyszła teraz kolej na czapki i tutaj niestety nie będzie chyba tak łatwo. Mimo, że w domu Dziewczynki bardzo się cieszą i uważają za wspaniałą zabawę zakładanie czapki i chodzenie w niej to na spacerze nie podoba im się to już kompletnie. Póki co tylko jeden dzień był taki rzeczywiście zimny i wymagający czapki, ale obie cierpliwie za każdym razem kiedy czapkę założyliśmy ją zdejmowały, więc chyba trochę pracy i walki w wypracowaniu kompromisu w tej kwestii nas czeka.

Ponieważ po malutku już się odnajduję i organizuję, postaram się zacząć pisać choć raz w tygodniu i obiecuję odpisać na zaległe maile jak najszybciej (wiem, wiem, że niektóre są już baaaardzo stare ;))

Pozdrawiam

piątek, 7 września 2012